„Kler” Wojtka Smarzowskiego: Przeciw nadużyciom i krzywdzie /recenzja filmu/

Z całą pewnością jest to film, który trzeba zobaczyć i przeżyć. Absolutnie zaprzeczam temu, że jest tendencyjny i jednowymiarowy – to mądre, bezkompromisowe kino, czy się to komuś podoba, czy nie. Film Wojtka Smarzowskiego jest krzykiem, który pragnie położyć kres nadużyciom i krzywdzie.

Wojtek Smarzowski należy do tych reżyserów, którzy podejmując tematy trudne, przedstawiają je w dojrzałej artystycznej formie, często ocierającej się o turpizm, „nieulizane”, jakby powiedział Witkacy. „Wesele”, „Pod Mocnym Aniołem”, „Dom zły” – to są właściwie moralitety, choć reżyser moralistą nie jest, stawia jedynie widzom ważne pytania. Często też staje się głosem skrzywdzonych, o których próbuje się z różnych powodów (najczęściej politycznych) zapomnieć. Tak było w przypadku „Róży”, |Wołynia” czy też jego najnowszego filmu: „Kler”.

Wokół filmu narosło wiele kontrowersji, zanim jeszcze wszedł do kin. Paradoksalnie, ten szumek okazał się najlepszą reklamą – dowodzą tego sale kinowe wypełnione po brzegi i statystyki, które mówią same za siebie. W Dolnośląskim Centrum Filmowym, gdzie obejrzałam film, na sali przeważali ludzie dojrzali, dla których temat ten był najwyraźniej istotny. A przecież to temat „wstydliwy”, o którym się nie mówi albo mówi półgębkiem, a już na pewno nie z proboszczem :-)

 

Trzej bohaterowie filmu Kler, grani przez Jacka Braciaka, Arkadiusza Jakubika
i Roberta Więckiewicza, fot. prasowa

Fabułę filmu stanowi opowieść o trzech księżach, znających się od dzieciństwa, którzy pełnią posługę w różnych parafiach – od małej, wiejskiej począwszy, a na dużej, miejskiej, z powiązaniami z kurią, skończywszy. Daje to możliwość szerszego spojrzenia na tytułowy kler. Pierwsza scena wprowadza nas w ten zamknięty światek w sposób – jak zwykle u tego reżysera – mocny i radykalny. Księża piją, klną i bawią się w jakiś głupi, dziecinny sposób, jakby wrócili do lat chłopięcych. Z drugiej strony uderza kompletny rozziew pomiędzy wyobrażeniem, jak powinien zachowywać się ksiądz, a tym, co przedstawia ta scena: cyniczne słowa, prostackie zachowanie. To wszystko pogłębi się jeszcze, gdy obserwujemy życie codzienne księży: romans ks.Tadeusza (granego przez Roberta Więckiewicza), a także jego alkoholizm, pazerność na pieniądze u wszystkich trzech, poczucie bezkarności… Myli się jednak ten, kto sądzi, że tak już pozostanie do końca. Im bardziej przyglądamy się życiu tych ludzi, także w retrospekcjach oraz w relacjach z innymi, tym lepiej dostrzegamy rządzące nimi uwarunkowania i traumy. Ostatecznie zarówno ks. Tadeusz, jak też oskarżony o pedofilię ks. Andrzej, okazują się ludzcy, a nawet heroiczni w swoich wyborach. Nawet najbardziej twardy i sprytny ksiądz Leszek (Jacek Braciak), ukazany jest w chwili słabości, kiedy płacze w samotności na szpitalnym łóżku, które przypomina mu wydarzenia sprzed lat. Wszyscy oni są w jakimś sensie także ofiarami „systemu”. Smarzowski pokazuje swoich bohaterów ze współczuciem, choć może to zabrzmieć paradoksalnie. Nie ma litości jedynie dla hierarchów, jak arcybiskup Mordowicz (świetny jak zwykle Janusz Gajos) – cynicznego sybaryty, który nie ma nic wspólnego z prawdziwym duszpasterzem.

Całą recenzję przeczytacie na: kulturalneingrediencje.blogspot.com

Autor: Barbara Lekarczyk- Cisek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *