Film Evy Mulvad: jest mądrą, głęboką refleksją na temat priorytetów obowiązujących współczesnego młodego człowieka. Pokazuje, w jaki sposób i jakim kosztem próbuje im sprostać.
Oglądane podczas 15. Millennium Docs Against Gravity filmy niosą zazwyczaj duży ładunek refleksji na temat otaczającego nas świata i żyjących w nim ludzi. Refleksji, które wrażliwość i artyzm filmowego twórcy często dopiero wydobywa na światło dzienne. Niektóre filmy zaczynają się banalnie i już się nam wydaje, że wiemy, co będzie dalej, a tymczasem ich narracja staje się wielopoziomowa i nagle uświadamiamy sobie, że trzeba porzucić utarte schematy, aby za nią podążać.
Tak było w przypadku filmu o światowej sławy skrzypku – Charlie Siem. Reżyserka „Współczesnego mężczyzny„, Eva Mulvad, tylko na początku wprowadza nas w tradycyjną opowieść o odnoszącym sukcesy młodym skrzypku. Potem przyglądamy się bohaterowi filmu nieco znużeni jego obsesją sukcesu, aby na koniec zobaczyć w nim nie tylko trawionego samotnością i jakąś aberracją uczuć człowieka, ale także znak całego pokolenia jemu podobnych. Stąd wieloznaczny tytuł, który mnie skojarzył się również z powieścią Musila.
Siem nieustannie podróżuje z koncertami po całym świecie. Gra błyskotliwie, a ponadto potrafi o muzyce interesująco rozmawiać. Jest świadomy tego, jak muzyka działa na słuchaczy i z pewnością stymuluje go to do regularnych ćwiczeń. Mimo swego perfekcjonizmu, potrafi jednak w rozmowie pół żartem, pół serio, kiedy to pytany jest o to, czy zawsze gra z pamięci i czy nie popełnia błędów, odpowiedzieć: A cóż to jest błąd? Jeśli widzę, że moja muzyka działa na słuchaczy, to drobne techniczne pomyłki nie mają znaczenia.
Całą recenzję filmu „Współczesny mężczyzna” przeczytacie na blogu: kulturalneingrediencje.blogspot.com
Autor: Barbara Lekarczyk- Cisek