OK! Chleb nam spowszechniał, a wręcz jest na cenzurowanym! Jest tuczący, dla niektórych, ze względu na gluten, nawet trujący i do tego często niesmaczny, a pod kilku dniach zaczyna pleśnieć. Nie mniej jednak, chleb z ziemniakami i kilkoma jeszcze innym potrawami stanowi podstawę naszej codziennej kuchni i nie wyobrażam sobie bez niego życia.
Nie, nie. Nie zjadam bochenka chleba dziennie. Rano potrzebuję 2-3 kromek do kanapek na śniadanie – jeśli zdążę, to jem w domu, jeśli nie – zabieram do pracy. Czasami też lubię ciemny chleb ze smalcem i ogórkiem małosolnym domowej produkcji, od czasu do czasu lubię wrócić do dzieciństwa i zjeść chleba z miodem lub zwyczajnie, chwycić kromkę z byle czym w biegu i zaspokoić głód.
Nie jadam pieczywa „dmuchanego”, tego z pieców w supermarketach!
Jakież rozczarowanie przeżywam zatem, kiedy w moim ukochanym Wrocławiu, w dzień powszedni, w godzinach popołudniowych nie mogę kupić chleba!
Święta żadnego nie zapowiadają, długie weekendy za nami, mamy wtorek, ok. godz. 16.00, a od placu Dominikańskiego po Mosty Warszawskie normalnego pieczywa nie ma! Czy szesnasta to zbyt późno na zakupy?
Normalnego, to znaczy bez polepszaczy, na zakwasie i z prawdziwej mąki. Na sklepowych półkach pysznią się zapakowane w folię, elegancko pokrojone bochenki różnych kształtów, a w składzie m.in. emulgatory (pod tym pojęciem może kryć się wszystko), syrop glukozowy, karmel, konserwanty, stabilizatory, skrobia ziemniaczana i serwatka w proszku! Smacznego Państwu życzę.
Nie jestem sama w tej frustracji. Na profilach znajomych oglądam zdjęcia pustych półek z ich osiedlowych sklepów i czytam pełne rozgoryczenia komentarze, że z pracy idą, późno nie jest, a tu chleba brak. Pytam więc, gdzie jest nasz tradycyjny, rumiany, pachnący bochen? Przecież wracamy do korzeni, chcemy jeść zdrowo, unikamy złego jedzenia, zatem gdzie ten chleb?
Przed najsłynniejszą wrocławską piekarnią kolejki aż po horyzont, dłuższe są tylko do okienka z lodami rzemieślniczymi, więc, co – chleb się nie opłaca? Przecież chleb musimy jeść – większość z nas!
Niech mi zatem ktoś wytłumaczy, dlaczego co kilka tygodni, nagle w sklepach nie ma chleba i nie doszukujcie się w tym żadnej prawidłowości. Zwyczajnie – nie znamy dnia ani godziny, gdy nagle chleb „wychodzi”. Ktoś coś wie?
Maruda Wrocławska
I jeszcze jedno, czasami piekę swój własny, ale gdybym chciała to robić codziennie – zostałabym piekarzem, a że inny zawód uprawiam, pieczenie chleba zostawiam profesjonalistom.