Od kilku miesięcy skrót RODO pojawia się niemal codziennie w mediach. Na temat nowego sposobu chronienia danych osobowych napisano już wiele, jednak okazuje się, że nie wszystko. Nic dziwnego – w końcu temat jest nieskończenie obszerny, pełen możliwości do interpretacji itp. Wszelkie jednak teoretyczne rozważania stają się błahe, gdy powtarzany jak mantra czteroliterowy skrót bezpośrednio uderza w osoby szukające pomocy i związanej z nią informacji.
Fot. mat.pras.
Wbrew czarnym scenariuszom 25 maja świat nie runął. Po ponad miesiącu obowiązywania unijnej dyrektywy nie słychać o milionowych karach czy spektakularnych wpadkach, a firmy są mniej lub bardziej przygotowane do zmiany przepisów. Mniej przygotowani są natomiast Obywatele, którym wydawało się, że z RODO nie będą mieli nic do czynienia. Okazuje się, że cztery litery dopadną w końcu każdego – i wtedy zaczyna się mniejsza bądź większa tragedia.
– RODO staje się powoli magicznym słowem, którym wiele osób zasłania się „na wszelki wypadek”, nie znając w istocie całej problematyki ochrony danych osobowych – mówi adwokat Robert Gruz, Inspektor Ochrony Danych Osobowych w Kancelarii Prawa Gospodarczego Koksztys. – Najbardziej dotyka to „statystycznego Kowalskiego”, który nagle odbija się od muru braku informacji.
Najbardziej spektakularną i wzbudzającą coraz więcej frustracji wśród wielu osób jest niemożliwość uzyskania informacji w różnego rodzaju placówkach medycznych, głównie szpitalach. Przykładem jest chociażby niedawny wypadek autokaru na autostradzie A4. Kilka osób, w tym dzieci, trafiło do szpitala. Przerażeni rodzice chcąc dowiedzieć się w jakiej placówce znajdą swoje dziecko słyszeli najczęściej w słuchawkach, iż „jest to niemożliwe, bo RODO”. Okazuje się, że taka odpowiedź nie jest zgodna z prawem, zaś osoby które zasłaniają się czterema literkami są po prostu niedoinformowane bądź niekompetentne.
– W opisywanych przypadkach przetwarzanie danych osobowych odbywa się w celu ochrony żywotnych interesów osoby, której dane dotyczą lub innej osoby fizycznej (art. 6 ust. 1 lit d) RODO) – tłumaczy adwokat Robert Gruz. – Osoba w szpitalu, do której dzwonimy z pytaniem na temat swojego dziecka czy bliskiej osoby nie powinna odmówić udzielenia informacji, czy taka osoba trafiła na oddział. Pojawia się oczywiście kłopot z weryfikacją osoby dzwoniącej (czy istocie jest ona przedstawicielem ustawowym dziecka) niemniej weryfikacja taka może odbyć za pomocą podstawowych informacji. Należy podkreślić, że ochrona danych dotyczących danej osoby nie powinna przynosić szkody tej osobie. Ograniczenie kontaktu dziecka z rodzicem w tak krytycznej sytuacji, jaką jest wypadek samochodowy może przynieść nie tylko krzywdę poprzez brak wsparcia psychicznego, ale też szkodę np. poprzez nieprzekazanie w porę informacji o przyjmowanych lekach.
Współpraca z Policją zależy tylko… od nas
Ponad miesiąc obowiązywania RODO ujawnił drugą kwestię dotyczącą w praktyce statystycznego Kowalskiego. Tym razem chodzi o informacje jakie na nasz temat chce zebrać Policja. W tym przypadku jest… odwrotnie niż w przypadku szpitali.
– Przed wejściem w życie RODO każdy podmiot – w tym Policja – mógł zwrócić się do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, z wnioskiem o nakazanie osobie fizycznej lub prawnej udostępnienia określonych danych osobowych, zaś niedochowanie tego obowiązku wiązało się z karami pieniężnymi – wyjaśnia Michał Dworzyński, prawnik z Kancelarii Prawa Gospodarczego Koksztys. – Okazuje się, że po wejściu w życie RODO za brak udostępnienia danych osobowych Policji nie grozi nam… absolutnie nic. Przepisy umożliwiające administracyjną drogę uzyskania danych osobowych, zostały usunięte z chwilą wejścia w życie unijnej dyrektywy. Decyzja o podjęciu ewentualnej współpracy z organami ścigania należy zatem tylko i wyłącznie do nas.
Materiał informacyjny Kancelarii Prawa Gospodarczego Koksztys