Jest w tym filmie jednocześnie wiele ciepła, a nawet poezji, które stanowią rodzaj przeciwwagi i pozwalają kontemplować niełatwe przecież ludzkie losy.
Filmem, który ogromnie mnie poruszył podczas 15. Millennium Docs Against Gravity Film Festival, był dokument holenderskiej reżyserki Aliony van der Horst: „Można kochać ziemniaki„. Podczas 9. odsłony festiwalu mieliśmy okazję zobaczyć inny jej interesujący dokument: „Wodne dzieci”. Tym razem jest to obraz bardzo osobisty. Reżyserka, córka Rosjanki i Holendra, urodzona w Moskwie i znakomicie władająca rosyjskim, przyjeżdża na wieś, gdzie urodziła się jej matka, aby zrozumieć jej trudną, bolesną historię. Matka jest wówczas po wylewie i nie może już opowiedzieć o sobie, ponieważ utraciła zdolność mówienia. Nie jest to zresztą pierwsza wizyta w tym miejscu, o czym świadczy pewna zażyłość z kuzynostwem, a także nagranie wspomnienia babki, które udało się Alionie zarejestrować przed laty.
Niektóre siostry matki już nie żyją, jedna w ogóle nie chce się spotkać z siostrzenicą, o czym mówi otwarcie w rozmowie telefonicznej. Wszystkie wyparły wspomnienia z przeszłości i nie chcą o niej mówić lub mówią komunały, chwaląc Stalina. Babka jako jedyna opowiada o straszliwym głodzie tuż po wojnie, o ciężkiej całodniowej pracy w kołchozie, którą musiała wykonywać, choć w tym czasie umierały jej dzieci. Wspomina także męża – alkoholika, który po powrocie z wojny pił notorycznie aż do śmierci.
Reżyserka cierpliwie namawia krewnych, aby opowiedzieli swoje historie, ogląda nieliczne zachowane zdjęcia, przedmioty (m.in. dziesiątki butów, które były w domu przechowywane z jakimś obsesyjnym uporem – po latach biedy, kiedy ich brakowało). Jak opowiedzieć historię rodziny, której opowiedzieć się nie da? Okazuje się, że to jest możliwe, jeśli się jest silnie zmotywowanym i konsekwentnym. Aliona jest właśnie taka. Ponadto wrażliwa, cierpliwa i empatyczna. A przy tym to uzdolniona artystka, która tka swoją opowieść z zachowanych strzępów wspomnień, z drobiazgów pozornie, a kiedy nie ma nic materialnego – wprowadza czarno-białe animacje Włocha Simone Massiego, przypominające poetyką filmy Lenicy. Pokazuje w nich swoją matkę jeszcze nienarodzoną, a już głodującą w łonie babki. Jej bezgłośny krzyk…
Całą recenzję filmu 'Można kochać ziemniaki’ przeczytacie na kulturalneingrediencje.blogspot.com
Autor: Barbara Lekarczyk- Cisek