We wrocławskiej inscenizacji „Orfeusza i Eurydyki” Ch. W. Glucka Mariusz Treliński osadza swoich bohaterów we współczesnych realiach, rozgrywa na naszych oczach kameralny dramat i zmienia pierwotne zakończenie. Jego opowieść brzmi na wskroś współcześnie.
Orfeusz i Eurydyka – siła muzyki i miłości
Wedle „Metamorfoz” Owidiusza, Orfeusz (syn Apollina i muzy Kaliope), pochodził z Tracji i był największym śpiewakiem i poetą. Miał talent tak niezwykły, że oddziaływał nie tylko na ludzi, ale także na dzikie zwierzęta i świat nieożywiony. Pod wpływem jego pieśni drzewa i skały poruszały się, by być bliżej niego, a wilk leżał obok baranka, zasłuchany i łagodny. Innymi słowy, przywracał światu jego utraconą harmonię. I oto pewnego dnia żona Orfeusza została ukąszona przed węża i zmarła. Kiedy nadbiegł poeta, była już martwa. Zrozpaczony, długo opłakiwał ukochaną, nie mógł jednak pogodzić się z jej utratą i postanowił zejść do Hadesu, aby ją odzyskać. Swoją muzyką oczarował Charona, obłaskawił Cerbera, aż stanął przed Hadesem i jego żoną, aby oznajmić im, że jego miłość silniejsza jest od śmierci. Zaczął błagać o zwrócenie mu ukochanej i gotów był umrzeć wraz z nią, jeśli miałby żyć bez niej. Jego pieśń była tak przejmująca, że – jak opowiada Owidiusz – „płakały cienie”, Tantal zastygł w bezruchu, a sępy przestały wydziobywać jego wątrobę, zaś Syzyf usiał na swym głazie. Nawet okrutne Eumenidy zapłakały wzruszone pieśnią. W rezultacie Prozerpina i władca podziemia ulegli prośbom nieszczęśnika – oddali mu Eurydykę, z tym wszakże zastrzeżeniem, że Orfeusz nie może się odwrócić i spojrzeć na nią, zanim nie przejdą przez bramy Avernu. Jednak stało się: Orfeusz, zlękniony, że może ją utracić i spragniony jej widoku, odwrócił wzrok. I tak stracił ją na wieki. Owidiusz opowiada, że odtąd towarzyszyły mu płacz i cierpienie, aż wreszcie, narzekając na okrucieństwo Hadesu, powrócił do siebie. Inne wersje mitu dopowiadają, że zginął z rąk trackich kobiet, złych na niego, że ich unika. Podczas uroczystości ku czci Dionizosa najpierw bezskutecznie usiłowały go ukamienować (ale kamienie, czułe na jego śpiew, zatrzymywały się w locie), a wreszcie rzuciły się na niego z wściekłością, rozszarpały, a jego głowę i lirę wrzuciły do Hebros. Podobno fale zaniosły głowę i lirę na Lesbos, gdzie uroczyście je pochowano i odtąd wyspa ta uchodzi za ojczyznę poezji lirycznej.
Mit opowiadający o sile muzyki, która przywraca pierwotną harmonię, oraz o miłości silniejszej od śmierci stał się inspiracją dla artystów, począwszy od starożytności (liczne malowidła wazowe) po współczesność, także w dziedzinie opery. Interpretacji mitu jest zresztą więcej. Jedna z nich zmierza w kierunku refleksji nad postacią poety i siłą jego wyobraźni. Mit Orfeusza w kulturze Zachodu przez wiele wieków utwierdzał w przekonaniu, że sztuka posiada szczególną moc, dzięki której artysta dotyka Absolutu. Mówił także o sztuce wyrażającej miłość, piękno i harmonię wszechświata oraz o „skażeniu” śmiercią, wyrażając w ten sposób tragizm ludzkiej egzystencji, rozdartej między wiecznością a przemijaniem, a także między miłością (życiem) a śmiercią.
Po temat ten sięgnął Claudio Monteverdi. Jego Orfeusz (1607) pokonuje śmierć dzięki głęboko emocjonalnej pieśni. Oprócz Monteverdiego i Glucka po mit ten sięgali także inni kompozytorzy: Franciszek Liszt skomponował poemat symfoniczny „Orfeusz” (1854), J. Offenbach „Orfeusza w zaświatach” (1858), D. Milhaud operę „Cierpienie Orfeusza” (1931), zaś I. Strawiński – balet „Orfeusz” (1947). Z kompozytorów polskich warto wspomnieć operobalet „Orfeusz w lesie” (1977), skomponowany przez Tadeusza Paciorkiewicza. do słów poezji K.K. Baczyńskiego.
Wydaje się, że opera stanowi doskonałe medium mogące unieść ponadczasowe treści mitu za pomocą słowa i muzyki. Doświadczenie jednostkowe zyskuje w niej uniwersalny wymiar, w którym odnaleźć się może każdy człowiek.
Spektakl operowy „Orfeusz i Eurydyka” Christopha Willibalda Glucka powstał w szczytowym momencie kariery kompozytora, a jego prapremiera odbyła się 5 października 1762 roku na scenie wiedeńskiego Burgtheater. Pierwszym wykonawcą roli Orfeusza był wielki kastrat Gaetano Guadagni, który przyczynił się do sukcesu opery. Piotr Kamiński wspomina o istnieniu dwóch oryginalnych wersji tej opery: wiedeńskiej, śpiewanej po włosku na głos altowy oraz paryskiej – w języku francuskim, na wysoki tenor.
Akt I rozpoczyna scena nad grobem Eurydyki, w której Orfeusz i chór opłakują jej przedwczesną śmierć w pięknej i dojmująco smutnej pieśni Ah, se intorno, ah, dans ce bois. Orfeusz pragnie zostać sam (Chiami mio ben cosi – Objet de mon amour).
Całą recenzję „Orfeusza i Eurydyki” wystawionych na deskach Opery Wrocławskiej przeczytacie na blogu: kulturalneingrediencje.blogspot.com
Autor: Barbara Lekarczyk- Cisek