Uroczy i lekki jak pianka film dwojga tak różnych artystów opowiada o ludziach, o zmieniającym się świecie, o próbach zatrzymania czasu na fotografii i w filmowym kadrze. Jednocześnie w sposób nieomal niezauważalny, oglądając go, snujemy refleksje o pamięci i przemijaniu, a także … o nas samych. Piękne, bezpretensjonalne, kameralne, a jednocześnie wielkie kino.
Pomysł na film przypomina „Dziennik z podróży” Piotra Stasika, którego bohaterem jest wybitny polski artysta fotografik, Tadeusz Rolke. We francuskim filmie wiekowa już, bo blisko 90-letnia, Varda wyrusza z 33-letnim artystą fotografii samochodem – ciemnią, by utrwalać w różnych miejscach Francji ludzkie oblicza. Fotografie ozdobią potem ściany, mury i inne mniej oczywiste miejsca, nadając im szczególne znaczenie. Przede wszystkim jednak to fotografowani ludzie nabierają nowego znaczenia, często ku ich zaskoczeniu, a nawet wzruszeniu.
Varda jest często pomysłodawczynią tego, kto i gdzie ma był fotografowany, bo – jak się okazuje – w większości są to miejsca znane jej z młodości. Sama jest nie tylko kultową reżyserką, której filmy mieliśmy okazję oglądać na retrospektywie 80-letniej wówczas artystki, podczas festiwalu Nowe Horyzonty w 2006 roku, Varda jest również fotografem. Jeden z jej pięknych poetyckich filmów, które wówczas zaprezentowano, nosił tytuł „Plaże Agnes” i to do niego nawiązują „Twarze, plaże„.
Zanim jednak, dzięki obojgu artystom, ożyje opustoszałe osiedle i przywołani zostaną nieżyjący znajomi z przeszłości, odwiedzają oni umierające górnicze osiedle, które również już niebawem odejdzie w przeszłość. Filmują jedną z nielicznych mieszkanek – prostą kobietę, którą dotąd nikt się nie interesował i nie tylko wysłuchują jej historii, ale również robią jej ogromne zdjęcie, które następnie JR przyklei do muru jej domu. Kobieta ze wzruszenia nie może mówić, a kiedy artyści odjeżdżają, widzimy wiele fotografii nieżyjących już górników – niegdyś mieszkańców tego osiedla, na murach ich domostw. Są jak freski przedstawiające inny czas i inną cywilizację – piękna, poruszająca scena… Jest takich scen znacznie więcej, bo w istocie jest to film o pamięci i przemijaniu.
Właśnie dlatego, aby ocalić od zapomnienia, powstają zarówno owe fotografie, jak też sam film. Ale to nie wyczerpuje jego znaczeń. Dla mnie jest to także film o tworzeniu i o tym, że człowiek jest twórczy bez względu na wiek. Zderzenie młodości i starości jest w tym filmie źródłem humoru, ale także nawiązuje do relacji uczeń – mistrz. JR odnosi się do Vardy jak do partnerki, a czasami „zapomina”, ile ona ma lat. Jest w filmie zabawna scena, kiedy fotograf wbiega krętymi schodkami na dość wysoką wieżę, podczas gdy Agnes Varda wspina się na nią z trudem i dochodzi do połowy jej wysokości. Po czym mówi żartem, że ten wysiłek jest równoważny tygodniowym ćwiczeniom. Podobnie żartuje, gdy JR pyta ją, czy nie bała się, gdy podczas wizyty u okulisty otrzymała zastrzyk w oko.
Całą recenzję filmu „Twarze, plaże”, oglądanego podczas 15. Festiwal Filmowy Millennium Docs Against Gravity przeczytacie na: kulturalneingrediencje.blogspot.com
Autor: Barbara Lekarczyk- Cisek