Agnieszka Patała opowiada o wystawie „Migracje” w Muzeum Narodowym we Wrocławiu /wywiad/

Wraz kuratorką i pomysłodawczynią wystawy „Migracje” rozmawiamy o sztuce późnogotyckiej, do której powstania przyczyniły się zarówno migracje artystów, jak też fundatorów. Dzięki temu powstały wspaniałe dzieła sztuki, które możemy dziś podziwiać na tej wyjątkowej ekspozycji. Co dziś wiemy na ten temat?

Wystawa „Migracje”, widok ogólny, fot. B. Lekarczyk-Cisek

 

Barbara Lekarczyk-Cisek: Prezentacja dzieł sztuki późnogotyckiej, pochodzących z różnych kościołów i muzeów, to nie lada okazja, aby zobaczyć piękne, a zarazem rzadkie artefakty. Jakie okoliczności sprawiły, że  na czas wystawy zgromadzono je w Muzeum Narodowym? I skąd taki intrygujący tytuł?
 

Agnieszka Patała, fot. Barbara Lekarczyk-Cisek


Agnieszka Patała: Pomysł tej wystawy jest po trosze efektem mojej pracy doktorskiej, ponieważ zajmowałam się późnogotyckim malarstwem na Śląsku w kontekście relacji z Norymbergą. Przy okazji tych badań okazało się, że wątek migracyjny jest bardzo istotny i ciekawy, zarówno z perspektywy artystów, którzy tu przybywali, jak też z uwagi na fundatorów. Ci ostatni przyjeżdżali  Wrocławia m.in. w wieku XV, XVI,  XVII i fundując dzieła malarskie, rzeźbiarskie, czy też iluminowane rękopisy i druki, starali się z jednej strony podkreślić swoje obce pochodzenie, z drugiej zaś zaadaptować do tutejszej społeczności. Ten klucz dotyczący migracji wydawał mi się więc bardzo interesujący, ponieważ dzięki niemu można ukazać zarówno zjawiska w sztuce, jak też i poza nią.
 
Co sprawiło, że na Śląsk przybywali malarze, a także donatorzy?
 
W XV w. Śląsk, a zwłaszcza Wrocław, był ważnym i atrakcyjnym terenem dla kupców i inwestorów z wielu stron Europy. Przybywali tu na czas jarmarków, nawiązywali relacje handlowe i z czasem niektórzy decydowali się, zwykle z bardzo pragmatycznych przyczyn, aby osiąść tu na stałe. Drugą ważną grupę migrantów stanowiło duchowieństwo, także na najwyższych szczeblach diecezji, czyli kanonicy i biskupi, którzy nie szczędzili środków i wysiłków na fundacje artystyczne. Dla migrujących twórców – malarzy, rzeźbiarzy i pierwszych drukarzy – Wrocław musiał uchodzić za atrakcyjne i pełne możliwości miejsce pracy, w którym mogli liczyć na zlecenia zarówno ze strony mieszczan, jak i parafialnego, zakonnego oraz katedralnego kleru. Przybywali tu z m.in. terenów Nadrenii, Frankonii, Szwabii, Łużyc, Saksonii, Małopolski czy Kujaw, choć nie wszyscy osiągnęli tu spektakularny sukces.


Wilhelmem Kalteysenem von Oche, Poliptyk św. Barbary, fot.Barbara Lekarczyk-Cisek


Czym kierowała się Pani wybierając obiekty na tę imponującą wystawę?
 
Pierwszym kryterium doboru prac był fakt ich wykonania przez pracownie artystów-migrantów i temu wątkowi podporządkowaliśmy cztery sale wystawy. A zatem w jednej z nich zobaczymy zachowane dzieła wiązane z Wilhelmem Kalteysenem von Oche, artystą prawdopodobnie niezrzeszonym we wrocławskim cechu, który realizował swoje najbardziej prestiżowe zlecenia na Śląsku w latach 40. i 50. XV wieku. Pokazujemy prace wiązane z nim bezpośrednio wraz z dziełami jego przypuszczalnych współpracowników, ukazując jednocześnie wiele obliczy dorobku tego malarza, który współpracował z wieloma artystami. Drugą pracownię, tzw. Mistrza Lat 1486-1487, tworzyli anonimowi twórcy-nomadzi, którzy zmieniali często miejsce wykonywania zleceń. Nie wiemy nawet, gdzie znajdował się ich warsztat. Byli to artyści wykształceni poza Wrocławiem, prawdopodobnie w Norymberdze. Działali bardzo sprawnie, realizując wiele malarskich zleceń metodami typowymi dla seryjnej produkcji. Tymczasem w Pracowni Mistrza Poliptyku z Gościeszowic powstawały zarówno dzieła malarskie, jak i rzeźbiarskie, ponieważ była to liczna grupa malarzy i snycerzy, którzy nie raz rok po roku wykonywali kolejne nastawy ołtarzowe.


Poliptyk z Gościszowic, fot. B. Lekarczyk-Cisek


Wystawa „Migracje” jest pasjonującą opowieścią o sztuce późnego średniowiecza – z jej początkiem, punktem kulminacyjnym i zakończeniem. Proszę nam przybliżyć tę narrację.
 
Rzeczywiście, początkiem tej opowieści jest prezentacja dzieła, które rozpoczyna historię malarstwa późnogotyckiego gotyckiego na Śląsku, czyli zachowanej środkowej kwatery Poliptyku św.Barbary z pracowni  Wilhelma Kalteysena von Oche. W kolejnych salach zestawiamy prace nieznanych z imienia artystów współtworzących zespoły Mistrza Lat 1486-1487 oraz Mistrza Poliptyku z Gościszowic – jako dwa równoległe wątki, gdyż były to pracownie działające mniej więcej w tym samym czasie, były podobnie zorganizowane, które zajmowały się produkcją nastaw ołtarzowych. Opowieść jest kontynuowana za sprawą działalności fundacyjnej wrocławskim mieszczan, płynnie przechodząc w prezentację zróżnicowania dorobku najsłynniejszego artysty-przedsiębiorcy i migranta zarazem działającego we wrocławskim cechu malarzy i rzeźbiarzy, jakim okazał się pochodzący ze szwabskiego Geislingen Jakob Beinhart. Opowieść kończą fundację wrocławskiego biskupa Jana V Turzona, z których poliptyk Pięciu Boleści Marii ukazuje docierania do Wrocławia tendencji renesansowych. 
 
Czy znane są jakieś szczegóły dotyczące organizacji tych pracowni? Czy miały charakter familijny, jak choćby pracownia Tintoretta, czy też był mistrz i jego uczniowie?

Tego, niestety, nie wiemy, gdyż nieznane pozostają imiona i nazwiska wielu twórców, a także siedziby ich warsztatów.  Wyjątkowo rysuje się na tym tle przypadek wspomnianego już Jakoba Beinharta, którego nazwisko bardzo często pojawiało się w przekazach archiwalnych. Prezentujemy na wystawie fenom artysty, który w źródłach był określany jako malarz,  jednak historycy sztuki przypisują mu wiele malowanych i rzeźbionych nastaw ołtarzowych oraz pojedynczych dzieł rzeźbiarskich. Wiadomo, że miał potężną pracownię i na przestrzeni lat wykształcił około pięćdziesięciu uczniów. Wiemy ze źródeł, że był bardzo poważany i występował a to jako starszy cechu, a to jako wiarygodny świadek w różnych sprawach. Były na owe czasy kimś w rodzaju menadżera odpowiedzialnego za pozyskiwanie zleceń i ich terminową realizację. Do zleceń zatrudniał pracowników i organizował ich pracę. Ponadto Jakob Beinhart, jako jedyny z prezentowanych artystów, działał w ramach jedynego w regionie i sprawnie funkcjonującego we Wrocławiu cechu malarzy i rzeźbiarzy. Organizacja ta przypominała, z jednej strony dużą rodzinę, a z drugiej strony korporację kontrolującą swoich członków zarówno w zakresie solidności pracy, jak i dobrych obyczajów, pobożności i relacji rodzinnych.

Św. Katarzyna Aleksandryjska, Jakob Beinhart, fot. B. Lekarczyk-Cisek
 
Za co i w jaki sposób karano członków cechu?
 
Karano za bójki, za nieobecność na nabożeństwie, za spory, oszczerstwa… Karano więzieniem albo grzywnami. W tych czasach sfery religijna, obyczajowa i zawodowa były ze sobą ściśle związane. Moralność była gwarantem rzetelności. Dotyczyło to także kupców i przedstawicieli innych zawodów, skupionych w cechach.
 
Przy których obiektach tej wystawy warto zatrzymać się na dłużej? Jak powinniśmy patrzeć na sztukę gotycką?
Z pewnością trzeba się dłużej zatrzymać przy Poliptyku z Sulechowa, powstałym w 1499 roku, na którego zachowanych malowanych kwaterach dzieje się bardzo wiele, również na dalszych planach.  W okresie Wielkiego Postu wierni mogli podziwiać pierwsze otwarcie, o tematyce pasyjnej, które prezentujemy na wystawie. Składa się z ośmiu scen, której należy czytać od lewej do prawej strony, poczynając od Modlitwy w Ogrójcu, a kończąc na Ukrzyżowaniu. Chrystusowi towarzyszą zarówno apostołowie, jak i żołnierze – przedstawiciele „złej strony”. Widać to po sposobie pokazywania twarzy: źli bohaterowie są szpetni, mają twarze wykrzywione grymasem, krzywe zęby. Bez trudu rozpoznajemy na obrazie, kto jest dobry, a kto jest zły. Celem takie przedstawienia było zarówno zaciekawienie widza, jak też wzbudzenie w nim określonych emocji. Ponadto warto również zwrócić uwagę na takie elementy obrazu, które początkowo umykają uwadze, jak np. złocenia i dekoracja tła, na którym pojawiają się motywy rajskich ptaków. To są cechy bardzo typowe dla warsztatu Mistrza Poliptyku z Gościeszowic . Warto też zwrócić uwagę na dalszy plan, gdzie pojawiają się widoki miasta, czy też pomieszczenie, w których niedawno biczowano Chrystusa.
Cały wywiad przeczytacie na: kulturalneingrediencje.blogspot.com
Autor: Barbara Lekarczyk- Cisek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *