Nie będzie zbyt poważnie, uważam bowiem, że w naszym cudnym kraju nad Wisłą mamy o wiele większe problemy niż sprawa matek karmiących piersią swoje pociechy w miejscach publicznych. Ale swoje zdanie mam. Żeby nie było – jestem kobietą i z biustem obcuję na co dzień. Wywołuje u mnie różne emocje – od zadowolenia, że natura nie poskąpiła mi tego atrybutu kobiecości, po skrajną irytację, kiedy mam ochotę wrzasnąć na moich męskich interlokutorów, by wreszcie spojrzeli mi w oczy! Zastanawiam się czy temat karmienia nie jest przypadkiem remedium na letni sezon ogórkowy. Ponieważ jednak lato obfituje w wiele ważnych wydarzeń, jak chociażby szczyt NATO w Polsce, czy Światowe Dni Młodzieży, to sprawa wystawiania na widok publicznych piersi przez niektóre kobiety nie jest tematem zastępczym. Wiem, że nic, co ludzkie, nie jest nam obce. Jednak nie po to chyba przechodzimy cały proces ewolucji i cywilizowania się, żeby teraz po tysiącach lat wracać do zachowań pierwotnych. Czasami tak się czuję, szczególnie obserwując różnych ludzi w sytuacjach, które wydaje się już dawno określiliśmy w ramach naszych norm społecznych. Jestem dorosła, nawet w dość zaawansowanym stadium dorosłości, dlatego niech nikt nie waży się rzucać kalumnii, że nie wiem, o czym piszę. Mam troje młodszego rodzeństwa i nie przypominam sobie, żeby moja mama, która pierwsze dziecko urodziła w latach 70-tych XX w., a ostatnie blisko dwadzieścia lat później, w znacznie odmiennej rzeczywistości, kiedykolwiek miała problem z nakarmieniem nas gdziekolwiek. Zawsze jednak robiła to tak doskonale, że otoczenie nie zdawało sobie nawet sprawy, co się dzieje! I mądre matki robią tak nadal! Bez specjalnej szkoły i kursów przygotowawczych, zwyczajnie instynktownie czują co jest dobre dla ich dziecka – a na pewno dobre jest spożywanie posiłku przez maluszka w miłej atmosferze, bez stresu wywołanego nienawistnym spojrzeniem sąsiada zza stolika obok. Dziecko to czuje! Zresztą taki widok irytuje też wielu mężczyzn, w tym znanego mi osobnika płci przeciwnej, który jest wielkim admiratorem kobiecych krągłości, ale chce oglądać te, na które ma ochotę patrzeć i w zgoła innych okolicznościach przyrody. Zatem o seksualnych podtekstach mowy nie ma, bo widok ten dla wielu mężczyzn nie jest atrakcyjny. Przeczytałam dziś komentarz anonimowego internauty, który pisze, że wywołany problem, to zwyczajnie nadmuchana sprawa dzisiejszych 20- i 30-latków o roszczeniowej postawie – samolubów bez krzty zrozumienia dla innych. Mam ochotę zawołać – jasnowidz! Przejrzał te współczesne mamy na wylot! Ja dodam więcej – te kobiety w imię swoich praw dybią na moją wolność! Ja pamiętam, co znaczy żyć w kraju najechanym przez obce państwo, które na każdym kroku ingeruje w moją wolność, a one? Jak ograniczana jest ich wolność współcześnie? Jak są dyskryminowane? Tymczasem w miejscu publicznym każą mi podziwiać szczegóły ich anatomii. Jeśli nie chcę, to znaczy, że je dyskryminuję. I to ja mam odwracać wzrok, jeśli nie mam woli na nie patrzeć, one przecież maja prawo! A ja praw nie mam?! Wiele razy widziałam kobiety karmiące w miejscach publicznych i większość z nich robiła to w taki sposób, że nikt nie zwracał na ten fakt uwagi. Dziwne spojrzenia i komentarze wywoływały jedynie te kobiety, które siedziały na wpół nagie od pasa w górę. Czy pomyślały kiedyś o matkach małych chłopców i nastolatków, w których buzują hormony. Przecież dla tych małych i większych mężczyzn widok kobiecej piersi może być szokujący! Co innego bowiem naga modelka na rozkładówce oglądanego ukradkiem pisemka, a co innego naga pierś na żywo i to jeszcze ssana przez niemowlę. Kobiety, pomyślcie o tym, bo za chwile wasi synowie zaczną dorastać, i czy będziecie chciały, żeby mieli taki widok w supermarkecie i przydomowym bistro? I niech nikt się nie oburza, że bez sensu piszę, bo dziś chłopcy wiedzą od dziecka, jak wygląda pierś – zatem jeszcze raz – chodzi o kontekst sytuacyjny – uwierzcie – młodych ludzi taki widok może nieźle zaskoczyć!
A ja? Ja też chcę mieć wolność wyboru zjedzenia posiłku w miłej atmosferze. Nie narzucam się ze swoimi dziwactwami nikomu i nie chcę, by ktokolwiek narzucał mi swoje. W każdym centrum handlowym, na stacjach benzynowych i i wielu restauracjach są naprawdę czyste i estetyczne, a wręcz miłe kąciki dla matek z dziećmi. Kłopot może być w małych punktach gastronomii, ale ich właściciele też starają się zrozumieć młodych rodziców i im pomóc. Uważam, że ta tzw. dyskryminacja to naprawę jakaś zbiorowa histeria niewielkiej grupy młodych kobiet, niedojrzałych emocjonalnie i zwyczajnie nieumiejących zachować się w miejscach publicznych.
I jestem im przeciwna! Bo w każdej sytuacji można znaleźć rozwiązanie dobre dla wszystkich, wystarczy tylko starać się zrozumieć drugiego człowieka – wtedy inni chętniej będą rozumieć nas! Nie rozumiem postawy „bo mi się należy” i nigdy nie zrozumiem! I na koniec temat mniejszej wagi, ale również dotykający zachowań w miejscach publicznych. Jedliście kiedyś obiad w towarzystwie psa, którego ktoś zabrał do restauracji? W takiej sytuacji spójrzcie pod światło na swój talerz i zobaczcie ile wokół niego lata psiej sierści! Życzę wszystkim smacznego, ale w swoim talerzu chcę tylko tego, co zamówiłam, dlatego nie mam żadnego argumentu na korzyść wprowadzania psów do restauracji i innych miejsc z jedzeniem. Aha, pies w torebce też ma sierść!
Iza Siwińska