Pamiętacie kampanię reklamową, w której półnagie modeli prezentowały… trumny? Ja do dziś nie wiem czy śmiać się z tego pomysłu, czy biadolić nad czasami, w jakich przyszło nam żyć. Tymczasem okoliczności znowu dostarczyły mi tematu do rozważań. Na jednym z portali moją uwagę przykuł tytuł, że top modelka „rozebrała się w słusznej sprawie”. I ręce mi opadły, bo nawet najsłuszniejszy cel na świecie traci na renomie, kiedy promujemy go gołymi czterema literami! Takie jest moje zdanie i nic go nie zmieni. Czy naprawdę spece od PR, marketingu czy jak ich tam nazwać nie potrafią zainteresować odbiorcy treścią bez dołączenia obrazka prawie nagiej kobiety? Tym bardziej, że kampania, o której piszę skierowana jest do kobiet. Mnie osobiście (chociaż lubię patrzeć na ładne kobiety) nie ciekawi nagie kobiece ciało, bo oglądam je od lat i wiem jak wygląda! Zatem dlaczego fachowcy sądzą, że naga dziewczyna zwróci moją uwagę? Powiecie, że zwróciła, skoro o niej piszę. Otóż nie. Obruszyło mnie zdanie zestawione z wyrazów „rozebrała się” i „słuszna sprawa”. Po raz kolejny okazuje się bowiem, że nie ważne, jaki temat i do kogo go kierujemy – ważne, żeby było dużo golizny, bo to na pewno zadziała. Otóż nie działa i gdyby nie ten tytuł na portalu, to nie zaciekawiłoby mnie zdjęcie kobiety rozebranej od pasa w dół ze słonecznikiem zamiast bielizny. Bo jest to zwyczajnie niesmaczne. Tymczasem, kampania dotyczy poważnej sprawy, bo zachorowań kobiet na raka szyjki macicy i jajników. Rozbieranie się w tej sprawie jest dla mnie co najmniej niesmaczne. Moim zdaniem nadszedł czas, by rozejrzeć się wokół siebie i zastanowić, czy naprawdę zgadzamy się na to, by w reklamie najważniejsza była golizna. Przypomnijcie sobie „Dzień świra” w którym oglądamy blok idiotycznych reklam telewizyjnych. Uważam, że coraz bliżej nam do tego stanu rzeczy. Iza Siwińska